Miałem przyjemność w dniu dzisiejszym poznać miłego młodego człowieka. Michał Piwoński zwrócił się do mnie jeszcze zimą z prośbą pomocy w poradach odnośnie połowu odległościówką. Z racji obowiązków firmowych nie mogłem mu poświęcić całego dnia jednak spędzone nad wodą kilka godzin pomoże mu w zrozumieniu prostoty tej metody i kilku szczegółów na , które warto zwracać baczną uwagę.
Podczas omawiania zasad nęcenia i połowu, nad brzegiem zalewu Zemborzyckiego pojawił się miły gość, mój kolega, a zarazem PREZES ZARZĄDU OKRĘGU W LUBLINIE oraz V-ce PREZES ZARZĄDU GŁÓWNEGO PZW ZBYSZEK SADOWSKI.
Co robiła taka ,,persona wędkarska” nad zalewem ??? Sprzątała wraz z innymi wędkarzami brzeg zalewu z pozostawionych przez wędkarzy i spacerowiczów śmieci i pozostawionych odpadków!!!!
Ten gość w środku, z workiem na śmieci w ręce to właśnie Zbigniew Sadowski – przykład dla innych działaczy !!!
Wracając do treningu Michała miał przyjemność zobaczyć , jak dziadek przemacza na błoto zanętę, a następnie szykuję z niej mieszankę, którą po 15 minutach trzeba było domaczać. Miał możliwość naocznie przekonać się o opisywanych na blogu ,,cudach DZIADKA”. 
Pokazałem Michałowi sposób zatapiania żyłki tak zwane ,, chochlowanie” ,coś w rodzaju nabierania zupy z kotła dużą chochlą.
Przygotowaną zanętę pokleił Michał i on zanęcił. Wprawdzie nie dostrzelił do zamierzonej odległości ,ale miałem okazję pokazać mu jak sobie poradzić w takiej sytuacji.

Po zanęceniu Michał łowił jedną wędką przegruntowaną o długość przyponu, ja natomiast drugą wygruntowaną na styk. Pierwszą rybę krąpia złowiłem po 2 minutach łowienia. Potem kilka kolejnych rybek wyjętych przez DZIADKA. Michał wyciągał albo pusty hak, lub wyssane ochotki. Poprosiłem by zmniejszył grunt o 10 centymetrów i za chwilę leszcz wylądował w jego rekach. Ryby nie przekraczały 300 gram więc i podbierak nie był potrzebny.
Przynętę na haku stanowiły początkowo same ochotki , następnie łowiliśmy na ,,kanapkę” ochotka + pinka fluo czerwona. Na końcu po kolejnych kulkach donęcających łowisko , łowiliśmy tylko na pinkę. Zestaw zbudowany był ze spławika z dociążeniem własnym i na żyłce mieliśmy po 0,6g w dwóch punktach, jedna śrucina informacyjna przy krętliku, druga 30 centymetrów wyżej.

Po kolejnym zanęceniu przez Michała łowił już tylko on , ja skoncentrowałem się na obserwacji , które elementy techniki należy poprawić. Po uwagach odnośnie strzelania już wszystkie gałki wpadały w pole łowienia.

Pokazałem mu tez sposób prostowania zestawu w ostatniej fazie lotu, jest bardzo istotny element samego zarzucania. Od niego zależy prawidłowe i liniowe ułożenie się zestawu. Eliminuje wszelkie splątania. Pojętnym jest uczniem, gdyż od pierwszej próby wykonywał tę czynność poprawnie. Miło spędzony czas uwieńczyłem zdjęciem Michała ze złowionym leszczykiem.

Pozdrawiam czytelników bloga, z zachęcam do przerabiania nauki w czyny.