Kolejny dzień zmagań na zbiorniku Orawskim by bardziej udany. Ja złowiłem małego i ładnego sandacza.
Kamil po długiej pasjonującej walce wyholował pstrąga tęczowego.
Patryk nie był gorszy i na zielonego OHIO z brokatem miedzianym uderzył mu piękny 35 centymetrowy okoń.
Na kolejnej łodzi Grzegorz i Robert odłowili cztery krótkie sandacze oraz 46 centymetrowego tęczaka. Jednak tego dnia mistrzem był Irek czyli ,,Kubica”. Siedem krótkich sandaczy , jeden 56 centymetrów oraz boleń i zerwany po długim holu tęczak. To był dzień właśnie ,,Kubicy”.
Po południu pogoda bardzo się popsuła po godzinie walczenia z wiatrem poddaliśmy się i nastąpił powrót do brzegu, Na domiar złego popsuł się silnik na łodzi Kamila. Na szczęście jest dziadek i miał kto ich zaholować do brzegu.
Tego dnia wieczorem była uczta . Dziadek serwował sandacza w cieście kukurydziano- piwnym.
Kolejny ranek nie zapowiadał się obiecująco. Temperatura nocą spadła w górach do 7 stopni Celsjusza. Ranek był chłodny i wietrzy. Załoga łodzi Kamila zaopatrzona została w zapasowy silnik Yamaha .
Postanowiliśmy powędrować po brzegu za okoniami a mistrz ceremoniału grilowania Patryk szykował posiłek.
On szykował posiłek a Kubica wyholował bolenia.
Jacek pilnował dawek dozowanego paliwa , gdyż DZIADEK nie zabrał kroplomierza. Po posiłku wiatr ucichł i mogliśmy wypłynąć. Ale zaczęły się problemy z kolejnym silnikiem na łodzi Kamila. Jak pech to na całego. Doholowałem ich do brzegu i zacząłem przez znajomych Słowaków poszukiwania silnika. Wyobraźcie sobie , że jeden z nich zażyczył sobie za silnik i łódź 100 Euro za dzień ????? Chyba się chłopina w emiratach urodził a nas z szejkami pomylił. Skończyło się na innym Słowaku i 15 Euro. Tylko wypożyczalnię założyć.
Tego dnia kolacja była iście królewska . Smażone filety z okonia , sandacz i pstrąg w śmietanie z pieprzem.
Nocny deszcz i bardzo silny wiatr uniemożliwił wypłynięcie kolejnego poranka. Po spacerze po brzegach Orawy z delikatnymi spiningami i zaliczeniu przemoczenia na deszczu, wróciliśmy do chaty. popołudnie wypłynęliśmy na dalsze łowy. Jednak brań jak na lekarstwo.
Irek z małym sandaczykiem na osłodzenie .
Jasiek i Kamil z trzecim już silnikiem śmigali po Orawie jak błyskawice. Ryby jednak nie żerowały. Tysiące ławic tegorocznego narybku i ubiegłorocznej młodzieży bezkarnie przemierzały powierzchniowe wody Orawy. Nic i nikt im nie przeszkadzał. Nawet bolenie nie były zainteresowane żerowaniem .
Zaliczyłem i ja swoją ,,złotą rybkę” – na bezrybiu i to dobre a jakie smaczne.
Wiatr ustał , przyszło późne popołudnie, brań zero , ryb zero a więc wybraliśmy uroczy brzeg i grilowanie , czyli kurczaki i karkówka oraz mizeria zrobiona przez Roberta.
Po wypłynięciu na wodę po godzinie łowienia i zmieniania ,,bankowych miejscówek”, wszystkie łodzie meldują – kompletne zero. Na domiar złego Kamilowi i Jaśkowi pada kolejny silnik – to jakieś fatum. DZIADEK rusza i ekspedycją ratunkową . Trzy kilometry dalej zastaję taki oto obraz jak na poniższej fotografii.
Nie ma co dziwić się chłopakom, przyjechali łowić ryby , atu wieczne problemy z silnikami a ryby nie chcą współpracować . W drodze powrotnej do brzegu jednak humory im dopisywały.
W kolejnym wpisie dalsza część opowieści z wyprawy.
Pozdrawiam czytelników DZIADEK
Piękne rybki, i świetna przygoda 🙂 Pozdrawiam
PolubieniePolubienie