Po piątkowym łowieniu na Wiśle , obudziłem się trochę obolały. Już o 7 rano wyjeżdżałem na wspólne łowienie na Bugu, z moim wieloletnim przyjacielem Krzysztofem Daniłowem. Około godziny 10 rano mieliśmy ustawione stanowiska i byliśmy gotowi do nęcenia.
Po sondowaniu, które wskazało głębokość 1,4 metra , wybrałem skrzydełko o gramaturze 6, 2 grama. Przygotowałem 2 kilogramy mojej bazy na leszcze i krąpie i trzy paczki ziemi wiążącej. Jako przynętę zanętową miałem mieszankę topionej pinki i białego robaka.
Krzysztof miał odrobinę głębiej i zastosował podobnej gramatury listek własnego wykonania.
Pierwsza godzina to zaledwie pięć rybek , największy krąp był wielkości połowy dłoni. Po tej godzinie zaczęła się potworna zlewa . Deszcz wprost lał się jak woda z wiadra. Było ciepło , więc obaj pozostaliśmy na stanowiskach. Zmokliśmy potwornie. Deszcz przestał padać, wiatr i słońce przesuszył nas bardzo szybko. kolejna godzina łowienia i nadal marnie tylko 4 rybki największy krąp jak dłoń. U Krzysztofa nie było lepiej. Nadchodziła burza ze złowrogimi pomrukami. Postanowiłem donęcić łowisko . Posłałem do wody 15 kulek zanętowych klejonych w jednej dłoni. Zwiększyłem ilość topionej pinki w podawanych kulach. Wiatr wiał coraz bardziej i deszcz zaczynał znowu padać. Postanowiłem tym razem przeczekać ulewę w samochodzie. Wiało niemiłosiernie, samochodem wiatr podrzucał, a w powietrzu była jedna wielka ściana wody. Po 15 minutach wszystko ucichło. Wróciłem na stanowisko , a tam niemiłe zaskoczenie. Złamana sucha gałąź z pobliskiego drzewa uderzyła mi tyczkę i złamała ją na 4 elemencie. Na szczęście udało się ,,przestrzelić” dwa kawałki czwartego elementu j zacząłem łowienie. Pierwsze wstawienie i jest leszczyk za 250 gram, kolejne to piękny krąp, kolejne to leszczyk za 500 gram. Teraz posłałem trzy kulki zanętowe. Co kilka przepłynięć holowałem lub krąpia lub leszczyka. Po godzinie, po kolejnym braniu czuję na wędce wielką rybę, pierwszy odjazd sugerował wielkiego jazia. Jednak, gdy ryba ruszyła majestatycznie w kierunku przeciwległego brzegu wiedziałem , że jest to leszcz , bardzo duży leszcz. Ryba walczyła ze mną 15 minut miałem ją dwa razy blisko podbieraka, jednak jej wielkość była większa od matni mojego podbieraka. Widziałem wiele dużych leszczy i złowiłem też wiele gigantów. Ten miał blisko 5 kilogramów. Po kolejnym nawrocie z przeciwległego brzegu , ryba ruszyła wzdłuż brzegu dosłownie pod moimi nogami. nie miałem szansy jej podnieść z dna , wędrowała pod prąd i w ten sposób minęła mnie i przepłynęła na co najmniej 20 metrów tam wpłynęła zatopione krzaki i zaplątała amortyzator właśnie o gałęzie. Nie byłem w stanie nic zrobić. Zaplątany amortyzator zerwała i na krzaku pozostało tylko jego 15 centymetrów. Życie nie znosi próżni. Za 15 minut złowiłem leszcza o wadze 1,8 kilograma.
Piękne zakończenie dnia, który był ostatnim rekonesansem lubelskich rzek w tym roku. Od wiosny obłowiłem nasze rzeki, wszędzie są ryby i dostarczają wiele satysfakcji w łowieniu. Kwestia podejścia tylko z metodą i sposobem ich znęcenia. Wiele pięknych i uroczych miejsc i różnorodnych stanowisk. Polecam nasze rzeki głównie zawodnikom , gdyż rzeka to podstawa nauki prawidłowego łowienia i czytania wody.
Te rybki trafiły na patelnię oraz do zalewy octowej.
Pozdrawiam czytelników DZIADEK