Pogoda pokrzyżowała nam plany i nie wszystkie zaplanowane poczynania wędkarskie wypaliły. Stan wody na Orawie obniżył się o około 1,5 metra. Co nie jest bez wpływu na stałe siedliska ryb oraz ich żerowanie. Upały jakie panowały na Słowacji w ostatnich tygodniach , również miały wpływ na siedliska ryb. Czyli robota szukania ich umiejscowienia zaczynała się od nowa, a patrząc na fakt, że przyjechaliśmy z żona tylko na trzy dni , to raczej nie wiele czasu na łowienie pozostawało.
W piątek o godzinie 10 rano byliśmy gotowi do wypłynięcia.
Trochę zaspana Mariola , ale gotowa do walki z drapieżnikami , cierpliwie czekała na odpłynięcie. Pierwsze napłynięcie i szukanie ryb na sonarze już wiele pokazywało. Termoklina była na głębokości 7 metrów , i tylko poniżej tej głębokości pojawiały się ryby. Przyklejone do stoku drapieżniki wskazywały ich odpoczynkowe miejscówki. Na pierwszym napłynięciu tylko dwa puknięcia sandaczowe i dwa odprowadzenia gumy pod samą łódkę przez naprawdę duże okonie. Kolejne napłynięcie to kolejne dwa odprowadzenia przynęty i jedno podbicie . Na trzecim napłynięciu Mariola zacina i wyciąga potężnego okonia 50 centymetrów !!! Wprawdzie jakiś ,,smukły” szczupły , ale pozowanie do fotografii w jakimś stopniu oddaje jego wielkość.
Największy okoń Marioli !!!!
Po około 15 minutach ja również mam swojego potwora. Myślałem po walce ryby i jej wielkości pod wodą , że pobiłem Mariolę i swój dotychczasowy rekord . Jednak to tylko 46 centymetrów chociaż ważył więcej od tego pierwszego, złowionego przez Mariolę.
Piękny GARBUS !!!!
Po trzech godzinach łowienia mieliśmy w siatce 7 okoni , a w okół nas ciężkie ciemne chmury i grzmoty burzowe. Nie ryzykowałem i przemoczenia i pływania wpław po Orawie. Obrałem kierunek na brzeg. Mariola po drodze z litości wypuściła do wody swojego okonia – niech chociaż przybierze na wadze !!! Zaraz po powrocie do chaty , rozpadało się i burza rozszalała na dobre. Nasza 35 centymetrowa głęboka patelnia nie zmieściła mojego okonia . Kolacja była super . Poparliśmy karkówką z grilla i było miło i przyjemnie.
Kolejnego ranka z uwagi na mgłę oraz mżawkę , Mariola została w chacie , a ja sam wyruszyłem na drapieżniki.
GPS zaprowadził minie w gęstej mgle na moje miejscówki.
Wybrałem gwałtowny stok z 5 na 12,5 metra. Tam wykonałem pewnie ze 100 rzutów i nic !!! Po kolejnej zmianie miejsca też nic. Dopiero jak słońce zaczęło przedzierać się przez opary mgły i chmur, złowiłem najpierw krótkiego sandacza.
Po kolejnych 15 minutach na zielonego OHIO Relaxa i główkę 20 gram pokusił się większy tym razem wymiarowy.
Sandacz z ORAWY
Przez godzinę nie miałem żadnego kontaktu z rybą . Postanowiłem zmienić rejony połowy na jesienną miejscówkę okoni. To taki gwałtowny stok dosłownie 15 metrów od brzegu. Tam udało się skusić pasiaki na bocznego troka wyposażonego w ulubione dla okoni paprochy RELAX – brązowe z brokatem , oraz na mikro główki.
Okonie na paprochy.
No i przyszła czarna chmura i DZIADEK obrał kurs na przystań. Ledwo zdążyłem poskładać sprzęt i przyszła straszna zlewa oraz wiatr przypominający huragan. Kolejne popołudnie i wieczór spędziliśmy przy smażonej rybce , oraz smacznej kolacji z grilla.
Niedzielny poranek potraktowałem spacerowo. Wędrując po brzegu łowiłem na paprocha okonie oraz dwa niewymiarowe klenie. Zdjęcia z tego spaceru poniżej.
Taki godzinny spacer zaowocował pięknym połowem . Kilkanaście okoni . Zrobiłem foto obok kołowrotka i rękojeści wędki , aby było porównanie ich wielkości.
Niedzielne popołudnie poświęciliśmy na łowienie białej ryby z łodzi. Pierwotne zamiary były inne. Mieliśmy rywalizować różnymi zanętami i wędkami . Jednak z uwagi na niski stan wody nie mogliśmy takich testów zabawowych przeprowadzić. Powstała jedna zanęta , jej skład to SARS Karaś i Lin1 paczka oraz Gros Gardons Sensas 1/2 paczki.
Na łódkę zabraliśmy tylko bolonkę dla Marioli. Ja byłem od nęcenia i słownego instruktarzu. Po drodze na łowisko spotkaliśmy bociana i stado białych czapli.
Po zanęceniu było 30 minut ciszy . Tak jest zazwyczaj na Orawie. Po tym czasie było pierwsze delikatne branie i obessanie przynęty ( białe robaczki) . Za 10 minut Mariola zacięła coś konkretnego. Podczas holu okazało się , że ma karpika .
Karpik jeszcze pod wodą podczas holu.
Podebrałem ręcznie bez podbieraka szanownej małżonce rybkę z zrobiłem pamiątkową fotografie.
Kolejne dwa leszcze nawet nie dały się dobrze fotografować. Były po prostu za duże , i po długich holach się wypięły . Jednak po tych dwóch gigantach był jeszcze jeden wyholowany i podebrany przez DZIADKA, co uwieczniłem wraz z holem na foto.
Trzydniowy wypoczynek mimo nie do końca pozytywnej pogody zakończył się fajnymi rybkami na bolonkę. Zachodzące słońce żegnało nas i zachęcało do powrotu na kolejne wędkarskie wyprawy. Jak widzicie w trzy dni można połowić ryb i solidnie wypocząć.
Moja towarzyszka życia, dzielnie znosiła przez tyle lat moje absencje w domu oraz nieobecności podczas wychowania dzieci , teraz ja odpłacam się zapewnianiem jej spokojnego i atrakcyjnego wypoczynku.
Pozdrawiam wszystkich czytelników DZIADEK